Matko, jak tu wieje, czyli Garda dzień drugi

Pobudka 7:00 rano, rozruch 7:15, śniadanie 8:00 i do portu. Poranek w porcie minął sennie. Pracowaliśmy przy sprzęcie, wymienialiśmy linki, czekaliśmy na wiatr. Nic nie zapowiadało tego co nadeszło. Powinnam się już przyzwyczaić, że w słoneczny dzień na Gardzie w południe przychodzi ora. Wybiła dwunasta i zaczęło się. Rozwiało się do 5-6 bf i rozpoczęliśmy walkę. Ćwiczyliśmy halsówki, baksztagi i rufy. Póżniej starty z półwiatru i krótkie wyścigi. Potem dołączyli do nas zawodnicy z Opti i ścigaliśmy się z nimi. Pierwsza przypływała zwykle Lidka, a za nią Olcia i Aga na zmianę. Swój dzień miał Fighter (wreszcie warunki na jego wagę). Ja pływałam równo zaraz za czołówką, między 5-7 miejscem. Na koniec wyścig z Iławą, który znów wygrała Lidka. Po czterech i pół godzinie, zmęczeni wróciliśmy do portu. Na koniec dnia wizyta w słynnej Florze na najlepszych na świecie lodach.

                                                          Gotowi do pracy

                                                              Odprawa

                                                                    Na wodę marsz

 

 

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*